niedziela, 7 grudnia 2014

Polsatowska szopka odcinek 29


Za nami 29. odsłona Konfrontacji Sztuk Walki, czyli najbardziej prestiżowej gali MMA w Polsce. Kibice, oczywiście za odpowiednią opłatą, mogli obejrzeć walki lepsze, gorsze, trochę pajacowania, cyrk, pożegnanie legendy i spore zaskoczenie jakim była walka Mameda Khalidova.

Fanem MMA nigdy nie byłem, a gala zorganizowana przez Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego, zdecydowanie nie sprawiła, że to się zmieniło. Mimo dobrej organizacji i niezłych walk, było kilka rzeczy, które na dłużej odrzuci mnie od mieszanych sportów walki. Przynajmniej tych w Polskim wykonaniu.

Na plus należy zapisać oczywiście sprawne prowadzenie gali. Zawodnicy do ringu wychodzili jeden po drugim, bez zbędnego przeciągania, bez oczekiwania na kolejne walki, co również u mnie nie spowodowało znużenia, jakie często towarzyszy ciągłym przerwom na galach bokserskich.

Kolejnym atutem KSW 29, było niezaprzeczalnie zakontraktowanie w ostatniej chwili niezwykle sympatycznego Borysa Mańkowskiego, który błyskawicznie poddał swojego rywala i Brett Cooper, który, wbrew oczekiwaniom wszystkich fanów MMA w Polsce, stoczył wyrównany pojedynek z Khalidovem. Przegrał na punkty, jednak wielki szacunek należy mu się za wytrzymanie trzech rund walki z Czeczenem.

Tutaj tak naprawdę plusy się kończą. Poczynając od kiepskiego poziomu niektórych walk, przez pajacowanie Jaya Silvy i skandalicznych werdyktów sędziów w walkach Strus vs Silva, Sowiński vs Bakocević, kończąc na nieudolnej próbie marketingowej, kiedy to po walce Silvy do ringu wszedł Aziz Karaoglu i wyzywał amerykanina na pojedynek. Miała być Ameryka, a wyszło jak wyszło.

I szkoda tylko, że w tym wszystkim udział brał Paweł Nastula. Mistrz Olimpijski w Judo, na zakończenie kariery zgodził się skrzyżować rękawice z Mariuszem Pudzianowskim i po 13-minutowej walce ledwo żywy nie był w stanie podnieść się ze stołka, a przez długą chwilę wyglądał jakby stracił przytomność z wycieńczenia.

Nastula to człowiek, którego darzę wielkim szacunkiem. Przez wiele lat był ikoną polskich sportów walki, jako jedyny z naszych rodaków brał udział w galach organizowanych przez japońską organizację Pride. Szkoda, że nie wiedział kiedy należy zejść ze sceny i zdecydował się na ten pożegnalny pojedynek. Taką jednak wybrał drogę i nie mnie oceniać, czy postąpił słusznie.


Osłodą dla żałosnego widoku porozbijanego Nastuli, była krakowska publiczność. Zgromadzeni w Kraków Arenie kibice w piękny sposób podziękowali Pawłowi za całą jego karierę i pożegnali go w najlepszy możliwy sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz