Za nami 29. odsłona
Konfrontacji Sztuk Walki, czyli najbardziej prestiżowej gali MMA w Polsce.
Kibice, oczywiście za odpowiednią opłatą, mogli obejrzeć walki lepsze, gorsze,
trochę pajacowania, cyrk, pożegnanie legendy i spore zaskoczenie jakim była
walka Mameda Khalidova.
Fanem MMA nigdy nie byłem, a gala zorganizowana przez
Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego, zdecydowanie nie sprawiła, że to
się zmieniło. Mimo dobrej organizacji i niezłych walk, było kilka rzeczy, które
na dłużej odrzuci mnie od mieszanych sportów walki. Przynajmniej tych w Polskim
wykonaniu.
Na plus należy zapisać oczywiście sprawne prowadzenie gali.
Zawodnicy do ringu wychodzili jeden po drugim, bez zbędnego przeciągania, bez oczekiwania
na kolejne walki, co również u mnie nie spowodowało znużenia, jakie często
towarzyszy ciągłym przerwom na galach bokserskich.
Kolejnym atutem KSW 29, było niezaprzeczalnie
zakontraktowanie w ostatniej chwili niezwykle sympatycznego Borysa
Mańkowskiego, który błyskawicznie poddał swojego rywala i Brett Cooper, który,
wbrew oczekiwaniom wszystkich fanów MMA w Polsce, stoczył wyrównany pojedynek z
Khalidovem. Przegrał na punkty, jednak wielki szacunek należy mu się za
wytrzymanie trzech rund walki z Czeczenem.
Tutaj tak naprawdę plusy się kończą. Poczynając od
kiepskiego poziomu niektórych walk, przez pajacowanie Jaya Silvy i skandalicznych werdyktów sędziów w walkach Strus vs Silva, Sowiński vs Bakocević, kończąc na
nieudolnej próbie marketingowej, kiedy to po walce Silvy do ringu wszedł Aziz
Karaoglu i wyzywał amerykanina na pojedynek. Miała być Ameryka, a wyszło jak
wyszło.
I szkoda tylko, że w tym wszystkim udział brał Paweł Nastula.
Mistrz Olimpijski w Judo, na zakończenie kariery zgodził się skrzyżować
rękawice z Mariuszem Pudzianowskim i po 13-minutowej walce ledwo żywy nie był w
stanie podnieść się ze stołka, a przez długą chwilę wyglądał jakby stracił
przytomność z wycieńczenia.
Nastula to człowiek, którego darzę wielkim szacunkiem. Przez
wiele lat był ikoną polskich sportów walki, jako jedyny z naszych rodaków brał
udział w galach organizowanych przez japońską organizację Pride. Szkoda, że nie
wiedział kiedy należy zejść ze sceny i zdecydował się na ten pożegnalny pojedynek.
Taką jednak wybrał drogę i nie mnie oceniać, czy postąpił słusznie.
Osłodą dla żałosnego widoku porozbijanego Nastuli, była
krakowska publiczność. Zgromadzeni w Kraków Arenie kibice w piękny sposób
podziękowali Pawłowi za całą jego karierę i pożegnali go w najlepszy możliwy
sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz