poniedziałek, 29 grudnia 2014

Zakochani w baskecie


Po raz kolejny przed własną publicznością koszykarski Śląsk wygrał swoje spotkanie. Tym razem, wyższość Wrocławian musieli uznać zawodnicy Anwilu Włocławek, którzy przegrali 91:72. Mimo, że zwycięstwo było wysokie to nie przyszło bez trudu. Wrocławscy kibice stworzyli świetną atmosferę i udowodnili, że to miasto kocha koszykówkę.

Dzięki świetnej pierwszej kwarcie, Śląsk prowadził grę i nie pozwalał gościom na zbyt wiele. Świetnie prezentowali się Robert Skibniewski, Matas Cesnauskis, Roderick Trice i przede wszystkim Jakub Dłoniak, który był najskuteczniejszym zawodnikiem drużyny, raz po raz trafiając za trzy punkty i powiększając przewagę.

Nie obyło się jednak bez błędów i nerwowej końcówki. Wrocławianie na czwartą kwartę wychodzili z 20 oczkami i wydawało się, że emocji kibice zgromadzeni w Hali Orbita już nie doświadczą. Nic bardziej mylnego. Śląsk fatalnie rozpoczął ostatnie dziesięć minut meczu i pozwolił złapać Anwilowi wiatr w żagle. Nieporozumienia w ofensywie, słaba skuteczność i kiepska obrona sprawiła, że w ciągu kilku akcji goście zanotowali serial punktowy 15:1 i przewaga zmalała do 6 punktów. Co prawda, zespołowi z Włocławka nie starczyło sił aby pójść za ciosem (a może to Śląsk się po prostu obudził) i zielono-biało-czerwoni ponownie odskoczyli na kilkanaście punktów, to takich sytuacji powinno się unikać.

Emil Rajković, zapytany na konferencji o przyczynę takiego stanu rzeczy, nie był w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wrocławianie sami nie wiedzą, co jest przyczyną takich przestojów w grze. Jedno jest jednak pewne. Jeden lub dwóch bardzo dobrych zawodników jest potrzebnych jak tlen, bowiem ławka jest zdecydowanie za krótka i wchodzący na boisko rezerwowi nie potrafią dać drużynie tyle ile powinni. Bardzo słabo spisują się Robert Tomaszek, Murphy Burnatowski, Michał Gabiński czy Radosław Hyży nie są zawodnikami, z którymi można walczyć o wyższe cele. Rajković nie chciał zdradzić, na jakie pozycje najbardziej potrzebuje nowych zawodników. Słysząc takie pytanie, zaśmiał się tylko i odpowiedział "one to five".

Przed prezesem Śląska Maćkiem Zielińskim oraz całym sztabem dużo pracy. Nie będzie bowiem łatwo ściągnąć do stolicy Dolnego Śląska dobrych zawodników. Pomóc mogą pieniądze, które w przyszłym roku klub otrzyma od miasta. Dobrze byłoby znów widzieć koszykarski Śląsk na piedestale polskiego basketu. Serce rosło, gdy w końcówce wczorajszego spotkania, cała hala skandowała "WKS WKS WKS!", a wraz z nią krzyczał także, naładowany pozytywną energią Kuba Dłoniak. Wrocław pragnie osiemnastego mistrzowskiego tytułu, a ja wierzę, że klub jest w stanie to osiągnąć. Prawdopodobnie nie w tym, być może i nie w przyszłym sezonie, jednak myślę, że kibice nie będą długo czekali na kolejny złoty krążek na szyi wrocławskich koszykarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz